Jakieś dziwne poruszenie nastało w domostwie. Małżonka jeszcze nie tak dawno w swym orędziu do reszty domowników wystosowała apel o podział obowiązków. Oczywiście sugerowała, że z uwagi na to, że jest w mniejszości (jedyna kobieta w domu) jest obarczona ich większością, nie ma równouprawnienia, a męska część gospodarstwa domowego ma wrodzone cechy lenistwa we krwi. W związku z tym pociechy otrzymały obowiązek sprzątania w swoich pokojach, a do mężowskich powinności należeć ma wynoszenie śmieci i wszelkie drobne naprawy, które mieściły się w skromnej percepcji płci męskiej. Podeszliśmy do tego faktu z pełną powagą i mimo, że nałożony na nas reżim przyjemności nie sprawia, to staraliśmy się wykonywać sumiennie polecenia.
Tak było jeszcze przed trzema dniami. Nagle małżonka zintensyfikowała swoje działania na polu wynoszenia śmieci. Na początku udawaliśmy, że tego nie widzimy, bo lenistwo kazało nam na ten fakt zaślepiać oczy. Jednak, gdy wędrówki do śmietnika z nie do końca wypełnionym pojemnikiem stały się nagminne, narażając się na przypomnienie do kogo należy ta czynność, postanowiliśmy zapytać, o co w tej intensyfikacji działań chodzi. Niewiasta z wrodzoną sobie szczerością oznajmiła, że skoro jest nowy kandydat na kandydata, a tenże jest merem jej miasta zasiedlenia i tenże do tej pory miał problem z wywózką śmieci z naszej posesji, to może w ramach kampanii wyborczej coś się zmieniło i ona mówi sprawdzam.
Rozumiemy. Połowica do tej pory nie sprecyzowała swoich poglądów w sprawie wyborów prezydenckich i miała prawo sprawdzić, czy już ten kandydat na jej drodze się pojawił. Zapytaliśmy zatem, jak sprawy się mają, a ta odpowiedziała cichutkim głosem, że jest constans. Szybko utwierdziliśmy ją w przekonaniu, że to dopiero przedbiegi, bo kampania się jeszcze nie zaczęła, a kandydat nawet kandydatem nie jest i powinna dalej monitorować. Tak zatem mamy spokój do dnia wyborów z obowiązkiem, który nam przypadł. Wiadomo przecież, że sytuacja się nie zmieni.
Jak już na jakiś czas udało nam się odsunąć w czasie jeden problem, to postanowiliśmy pociągnąć za te sznureczki dalej. Jest parę drobnych usterek w domu, o które kobieta wierci na dziurę w brzuchu. Wzięliśmy ja zatem na poważną rozmowę o obietnicach wyborczych i przypomnieliśmy o kampanii samorządowej jej niedoszłego faworyta. Wmówiliśmy, że jest człowiekiem honoru i ona teraz powinna wziąć notatnik i ołówek, spisać wszystkie techniczne niedoróbki w naszym domu i przesłać do sztabu wyborczego kandydata na kandydata. Gwarantujemy jej, że osoba kandydata pojawi się w naszym domostwie w ramach spotkań z elektoratem, które zapowiedział i zawstydzi nieudacznika męża mocując odpadnięty kafelek w łazience z pomocą „gumy arabskiej”, pękniętą szybkę kabiny prysznicowej sklei taśmą klejącą, a poluzowane gniazdko elektryczne zasłoni obrazkiem.
Teraz mościmy się wygodnie przed odbiornikiem telewizyjnym, stawiamy kawkę i ciasteczko i już nie musimy się martwić, że ktoś zacznie od nas czegoś wymagać. Tylko wściekłe miny pociech wieszczą, że mogą mamę sprowadzić na ziemię, sugerując nasz fortel. Tylko jedno może nas przed tym ochronić. Znalezienie pretekstu do wpisania w program wyborczy kandydata, sprzątania pokoi tych małych wrogów naszego świętego spokoju.
Wszystko co zobaczysz na łamach www.theoniondaily.com to kłamstwo a dane często zostały zmyślone lub/i sfałszowane. Strona ma charakter satyryczny. Czytasz na własną odpowiedzialność.
źródło: twitter.com
photo by: